wtorek, 8 lipca 2014

CZAR DAWNYCH KSIĄŻEK KUCHARSKICH


Od dziecka bardzo lubiłam książki i te stare i te nowe, pachnące jeszcze farbą drukarską. Zawsze je obwąchiwałam zanim zaczęłam czytanie. Zostało mi to do dziś, takie śmieszne przyzwyczajenie z dzieciństwa. Kto wie... może kiedyś byłam zaczarowana w psa? Urodziłam się po powojennej drodze moich rodziców w Krakowie. Jeszcze zanim się urodziłam moja mama biegała po krakowskich antykwariatach i kupowała mi przedwojenne książki dla dzieci (jej własne spaliły się doszczętnie wraz z mieszkaniem podczas Powstania Warszawskiego).
Ja też biegam po antykwariatach i kupuję przedwojenne książki nie tylko dziecinne ale także kucharskie. Czytanie jest dla mnie nadal prawdziwą przyjemnością. Kiedy jestem zmęczona czy zmartwiona, chcę się wyłączyć i odpocząć czytam właśnie przedwojenne książki dla dzieci, powieści "dla panienek z dobrego domu" albo stare książki kucharskie.  Rozczulają mnie te wspaniałe przepisy zaczynające się od sakramentalnego zdania "wziąć kopę jaj" ... kopa czyli 60 sztuk. Czy jest ktoś kto jest sobie w stanie wyobrazić zrobienie w domowych warunkach w ciasnej kuchni na 11 piętrze "oszczędną" babeczkę z 60 jajek?  Albo znakomity przepis "Jak odświeżyć stare masło"... Takie przepisy ze starych książek kucharskich  naprawdę mają swój niespotykany urok.

Telewizja bombarduje mnie wiadomościami, przeważnie złymi lub bardzo złymi a ja wyłączam głos, sięgam po książkę i nic nie jest mnie w stanie zdenerwować! To mój sposób na życie i zachowanie wewnętrznego spokoju. Pewnego dnia powzięłam mocne postanowienie że nie będę się denerwować  i tego się trzymam. Zamiast brać udział w psychoanalizach czy spotkaniach idę do kuchni, sięgam po moje książki kucharskie i robię przysmaki dla moich domowych łasuchów i zawsze miłych gości. Nic tak nie poprawia nastroju jak coś dobrego do zjedzenia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz