czwartek, 17 kwietnia 2014

Początki w kuchni bywają trudne

Tytuł mojego bloga jest tytułem książki, a właściwie, patrząc na jej rozmiary, "książeczki" wspominkowo kucharskiej, którą napisałam kilka lat temu korzystając z zapisanych w zeszytach rodzinnych przepisów. Zadedykowałam ją  mojej Mamie, Babci, ciotkom i kuzynkom oraz wszystkim mężczyznom, do których serca usiłowałam dotrzeć....

WSTĘP
(radzę przeczytać!!!)
Moja mama, wszystkie moje babki, ciotki, kuzynki i powinowate były wszechstronnie uzdolnione, ciekawe życia i podejmowały się  najróżniejszych, byle uczciwych prac, żeby rodzina mogła przetrwać różne trudne okresy, często zupełnie przez nią nie zawinione. Aby zdobyć środki na utrzymanie rodziny wypiekały, szyły, robiły na drutach, szydełkowały, haftowały, układały suche bukiety, malowały obrazki. Słynęły również z tego, że każdy, nawet najbardziej niespodziewany gość,  wychodził od nich najedzony , pocieszony i uspokojony, wiadomo:  jedzenie, szczególnie dobre, nadzwyczajnie łagodzi obyczaje. Wszystko było zawsze okraszone życzliwością, ciepłym uśmiechem, pogodą ducha i optymizmem, choćby było nie wiadomo jak ciężko i smutno. Tak więc "z mlekiem matki" otrzymałam wiele codziennych i niecodziennych umiejętności. Poza tym  wszystkie były przeważnie uśmiechnięte, mimo wszystko, bo z uśmiechem żyje się przyjemniej. Ja sama jestem przez całe życie "niepoprawną optymistką" a swój optymizm zawdzięczam nie tylko tradycji rodzinnej i swojemu charakterowi ale również jednej z moich ulubionych książek dziecinnych o Pollyannie. Jej "gry w zadowolenie" nie tylko nauczyłam się sama ale uczę w nią grać moich bliskich.
Chciałabym tę książkę poświęcić całej mojej wspaniałej rodzinie, wszystkim tym dzielnym, ciepłym i kochającym kobietom, z których już większość... Pozostały wspomnienia, krążące po rodzinie historie i historyjki, stare albumy ze zdjęciami i zapisywane w zeszytach albo na strzępkach kartek przepisy. Postaram się odkurzyć stare albumy ze zdjęciami, przejrzeć wszystkie rodzinne przepisy i przypomnieć sobie wszystkie zasłyszane rodzinne opowiadania, czasem poważne, czasem wesołe, ale pełne ciepła. Często naprawdę żałuję że nie można ani zatrzymać ani cofnąć czasu.
To wielka sztuka zrobić coś z niczego ale im się to zawsze udawało, tak więc resztka konfitur, odrobina śmietany i kruszyny ciastek tkwiące w puszce  stawały się w mgnieniu oka pysznym deserem. Jak uczyła mnie moja babcia w domu zawsze trzeba mieć mąkę, sól, jajka i tłuszcz wtedy w każdej chwili można zrobić coś do jedzenia. To święta prawda. Sama, pamiętając usłyszane w dzieciństwie nauki,  mam w lodówce zawsze jeszcze drożdże a poza tym mnóstwo przypraw i korzeni bo każda potrawa powinna mieć indywidualny i niepowtarzalny smak.
"Przez żołądek do serca mężczyzny" słyszałam często to powiedzenie rzucane w rozmowach, ale zrozumiałam je dopiero wtedy, kiedy dorosłam i założyłam własną rodzinę. Chowałam się bezpiecznie pod skrzydłami mojej ukochanej Babci Luci , mama niestety musiała pracować. Byłam małą, wścibską wiercipiętą która nie mogła ani na chwilę usiedzieć na miejscu więc babcia biedaczka musiała mnie czymś zajmować kiedy nie mogła opuścić kuchni szykując obiad. Spuszczenie mnie z oczu choćby na sekundę mogło się skończyć tragicznie bo moja pomysłowość była nieograniczona. Tak więc od małego byłam " młodszą podkuchenną ". To ja chodziłam z babcią na targ  i próbowałam masło zeskrobywane z osełek żeby sprawdzić czy jest świeże (do tej pory poznaję, już po zapachu, czy masło nadaje się do jedzenia czy też nie). Od wczesnego dzieciństwa pomagałam babci "robić dziurki" w pyzach i kluskach śląskich, później robili to moi synowie kiedy podczas gotowania obiadu trzeba było mieć ich na oku. Może dlatego naprawdę uwielbiam gotować. Gotowanie jest ogromną przyjemnością, szczególnie wtedy, kiedy w pobliżu jest jakiś mężczyzna, którego można nakarmić. Proszę  mnie nie potępiać, ale naprawdę nikt tak nie docenia "dobrej kuchni" jak każdy normalny, przyzwoity facet z krwi i kości.
Nie jestem modelowym typem gospodyni domowej bo wiadomo: czasy są inne i kobiety nie mogą sobie pozwolić na wieczne siedzenie w domu i całkowitą rezygnację z życia zawodowego. Nawet gdybyśmy chciały, to jest to niewykonalne. Ciągle gdzieś pędzimy, mamy tysiące spraw do załatwienia, dzieci, psy, koty, zakupy. Wszystko w biegu i dlatego na co dzień robimy raczej potrawy, które dadzą się przygotować na prędce, co nie znaczy, że muszą być niesmaczne. Od czasów moich babek wszystko się na świecie zmieniło, możemy dostać wszelkie wymarzone półprodukty, przyprawy, mrożonki, przyprawy, a nawet te, o których nam się dotąd nie śniło. Każdy najbliższy sklep wygląda dziś tak, jak kiedyś wyglądał bazar przy ulicy Polnej w Warszawie, gdzie zaopatrywały się ambasady więc było tam wszystko, a zbłąkany przechodzień który tam zboczył z drogi czuł się  tak, jak we śnie.
Wszystkie podane tu przepisy zaczerpnęłam ze starych rodzinnych zeszytów z przepisami, zapisywanymi często jeszcze ręką mojej babci i cioci i mamy. Być może są w tych przepisach naleciałości kuchni innych narodów, ale przecież Polska była przez wieki państwem wielonarodowościowym więc tak jak przenikały się nawzajem kultura, religia i obyczaje, tak samo do przepisów wkradły się pewne "obce" smaki. Zresztą każdy przepis jest inny "w rękach" różnych gospodyń.  Przepisy można dostosowywać do naszych indywidualnych upodobań ale przestrzegam przed dowolnością przy  wykonywaniu kruchego ciasta: dodanie większej niż w przepisie ilości cukru powoduje, że ciasto już nie jest kruche a tak twarde, że potrzebny jest młotek i przecinak żeby je rozdrobnić na kawałki.
Wbrew pozorom w kuchni konieczny jest zdrowy rozsądek, nie można przestać myśleć i wyłączyć się, bo to może grozić poważnymi konsekwencjami. Od podbitego oka ( bo "zupa była za słona"), przez zatrucia pokarmowe (używanie przeterminowanych lub nadgniłych produktów bo tańsze)  przez spalenie garnków, poważne oparzenia aż do totalnego wstydu kiedy zaproszeni przez nas goście odejdą z kwitkiem od pustego stołu, a przecież zaprosiliśmy ich na "specjalność domu".
Starałąm się w tej książce, choć w zamyśle nie jest ona typową książką kucharską,   podać w prosty i przejrzysty sposób wiele przepisów, już wypróbowanych, od pokoleń krążących po rodzinie. Podaję przepisy na różne pyszne rzeczy które smakują mojej rodzinie, znajomym i przyjaciołom a nie na typowe dania obiadowe, które nie są żadną filozofią i lepiej czy gorzej każdy potrafi je wykonać. Mam nadzieję, że przepisy przeplatane różnymi historyjkami będą dla czytelniczek i czytelników nie tylko użyteczne, ale również ciekawe. Historie te, czasem bardzo pouczające, od lat krążą po rodzinie i często bywają ilustracją rozmów z kolejnymi pokoleniami dzieci. Odważyłam się zacząć pisać tę książkę tylko dlatego, że żyje jeszcze moja wtedy 84-letnia a dziś już 92-letnia Mama, prawdziwa skarbnica  wspomnień rodzinnych, która ofiarowała mi swoją pomoc. Chcę dla swoich synów, wnuków i prawnuków ocalić od zapomnienia to co się uda, żeby wiedzieli jaka była ich rodzina i pamiętali smaki swojego dzieciństwa tak, jak ja je pamiętam. Życzę wszystkim przyjemnej lektury mojego bloga  i powodzenia w kuchni. Jednocześnie dziękuję mojej Rodzinie, a przede wszystkim mojej Mamie, za całe dziedzictwo kulturowe jakie wyniosłam z domu, za szczęśliwe dzieciństwo, a przede wszystkim, za pomoc w napisaniu tej skromnej książki.