sobota, 1 listopada 2014

POŚWIĘCENIE CIOCI WŁADZI



       Wszystkie moje cioteczne babki były znakomitymi gospodyniami i smakoszami, ale prym w śród nich wodziła jedna z sióstr mojej babci, znana z opowieści rodzinnych jako ciocia Władzia. Niezbyt szczęśliwa w życiu osobistym, była osobą niezwykłej dobroci, uczynna, skłonna do poświęceń i na pozór bardzo pogodna. W wiejskiej posiadłości mojej najstarszej ciotecznej babki (moja babcia ze strony mamy była ostatnim, czternastym, dzieckiem moich pradziadków) miało się odbyć jakieś wielkie przyjęcie. Jako deser przygotowano między innymi pyszną galaretkę ze świeżych pomarańcz, która miała zastygnąć w wydrążonych połówkach skórek tych owoców. Ustawiono je na dużej tacy, którą należało znieść do piwnicy, aby tam, w chłodzie, galaretka zastygła. Podjęła się tego osobiście ciocia Władzia. Trzeba było jednak pokonać dość strome schody. Ciocia Władzia potknęła się już na pierwszym z nich. Z najwyższym poświęceniem jechała więc podskakując na siedzeniu w dół, ale trzymała mocno przed sobą tę tacę. "Dojechała" w ten sposób na sam dół i nie uroniła ani kropli galaretki. Jakaż była potem podziwiana ale i... obolała przez dłuższy czas.    

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz